Opowieść przy ognisku: Dlaczego reboot 'Piątku 13-tego’ jest pasującym ostatnim rozdziałem

Aby było jasne od razu po wejściu: Nie chcę, żeby kiedykolwiek przestali robić filmy z serii Piątek 13-go. Nie obchodzi mnie nawet kim są „oni”. Nie chcę nigdy zobaczyć ostatniego Jasona na dużym ekranie, wiedzieć, że franczyza już się skończyła i żyć ze świadomością, że jej czas się skończył. Nie chcę tego w ogóle. Chcę, by wszystkie te filmowe potwory z lat 70-tych, 80-tych i 90-tych przetrwały, a nawet rozkwitły. Myślę, że wchodzimy w etap Draculi i Frankensteina dla postaci takich jak Jason, Freddy, Michael Myers, itd. Jasne, ci dwaj tytani ery Universalu wywodzą się z klasyki literackiego horroru na długo przed swoimi kinowymi debiutami, ale popularność obu tych postaci zaczęła naprawdę iskrzyć na scenie, co w obu przypadkach doprowadziło do powstania ich filmów. Nawet po upływie tak długiego czasu, to właśnie filmowe portrety Draculi i potwora Frankensteina, stworzone przez Belę Lugosiego i Borisa Karloffa, są tym, co natychmiast przychodzi na myśl, gdy przywołuje się ich nazwiska. To właśnie do tej epoki zmierzamy również w przypadku współczesnych potworów. To właśnie wtedy zaczynamy zrzucać skórę z franczyzy, którą znamy, co jest łatwiejsze teraz, gdy każdy z tych filmów został przynajmniej raz przerobiony. Ciągłość może nie jest nienaruszona, ale patrząc na szklankę do połowy pełną, każda z tych postaci może wejść w fazę Hammera, a to nie jest straszna myśl.

Ale z czasem, prawdopodobieństwo nowego Piątku 13-go, w szczególności, zaczyna wyglądać coraz mniej prawdopodobnie. Pozew sądowy, który uniemożliwił powstanie nowego filmu może i niebawem się zakończy, ale już tyle razy wydawało się, że dojdzie do skutku bezskutecznie. Dodajmy do tego fakt, że Friday the 13th: The Game w końcu oficjalnie doczekał się ostatniej aktualizacji. Bez wątpienia szczyt popularności gry byłby idealnym momentem na produkcję nowego filmu o Jasonie, ale zamiast tego gra stała się jedyną nową pozycją z serii Friday the 13th, jaką widzieliśmy od dekady. Gra ponownie wprowadziła Jasona do głównego nurtu, przynajmniej na krótki czas, a teraz ten moment już się skończył. Jason nadal zanika w świadomości społecznej, a większość gadżetów z jego ikoniczną maską hokejową jest przeznaczona dla kolekcjonerów zaznajomionych już z franczyzą. Nic tak naprawdę nie jest robione, aby wprowadzić nowych ludzi. Z tego powodu, szanse w zasadzie rosną z dnia na dzień, że kiedy sprawa sądowa zostanie rozwiązana i będzie nawet możliwość nakręcenia filmu Piątek 13-go ponownie, nie będzie to naprawdę opłacalna marka do rozważenia ożywienia w sposób, w jaki było to tylko kilka lat temu.

I jeśli – a może to być bardzo dobrze i miejmy nadzieję, że jest to duże jeśli – wszystko to przejdzie, spójrzmy na najnowszy Piątek Trzynastego. Film, który za trzy miesiące skończy dwanaście lat. Film, który, mówiąc w ten sposób, nie jest wcale tak nierozsądny, by myśleć o nim jako o ostatnim, jaki możemy kiedykolwiek zobaczyć. Ludzie są rozdarci na temat „Piątku trzynastego” Marcusa Nispela. Kiedy widzisz reakcje w sieci, ludzie albo go kochają, albo nienawidzą, choć to akurat jest teraz reakcja na wszystko. Mnie osobiście się podoba. Myślę, że to jest dokładnie to, co ludzie za nim ustawić: powrót do wczesnych dni serii, kiedy Jason był ikoną, kiedy te filmy zdominowały box office, a piątek 13-go był, w ogóle, na szczycie. Rzutback nastawienie to jest jego największą siłą, ale także jedyną rzeczą, która jakby trzyma go z powrotem. Dążenie do stworzenia postaci, o których wiesz, że są tam tylko po to, aby je zgarnąć i fakt, że są celowo płytkie, trochę mnie odciąga, ponieważ podczas gdy jest to z pewnością kulturowa pamięć o wczesnych filmach, to szczerze mówiąc niektóre z najszczerszych momentów postaci i nieoczekiwanych interakcji sprawiły, że błyszczały.

Still, jest mnóstwo mocnych stron, począwszy od wyciągniętego showstopper sekwencji otwierającej. Jason jest tak ostry, jak on kiedykolwiek był i Derek Mears daje jeden z najbardziej intensywnych i wszystkich wokół najlepszych portretów tej postaci w jego czterdziestoletniej historii. Zabójstwo strzałą jest jednym z absolutnie najlepszych momentów filmu. To przychodzi znikąd w dokładnie odpowiednim czasie. Połącz to z Jasonem prowadzącym maczetę przez podłogę w rozszerzonym prologu i naprawdę nie rozumiem krytyki, że śmierci w tym filmie są słabe. Scena, w której Jason ostrzy maczetę, a jednocześnie wraca pamięcią do śmierci matki, może być jednym z najlepszych momentów charakteru Jasona, kiedykolwiek. Jest to czysta destylowana esencja tego, kim jest, zawierająca wszystko o nim, a jednocześnie ukazująca żniwo, jakie jego trauma zebrała na nim. Za każdym razem, gdy ostrzy maczetę, za każdym razem, gdy wyrusza, by zrobić to, co robi, zastanawia się nad tym bólem. I jest tak ogarnięty wściekłością w tym momencie, że zaczyna rzucać się na własne środowisko, ponieważ nie ma nikogo, kogo mógłby skrzywdzić.

Więcej niż cokolwiek z tego, chociaż, chcę zrobić krok wstecz i zbadać film jako całość, ponieważ jeśli jest to ostatni Piątek 13-go, jaki kiedykolwiek zobaczymy, to naprawdę nie jest to zły sposób, aby odejść. Film ukazał się w samym szczycie boomu remake’ów z lat 70-tych i 80-tych, zapoczątkowanego głównie przez Teksańską masakrę piłą mechaniczną. Zarówno tamten remake, jak i ten mają tego samego reżysera, Marcusa Nispela, i oba są bardziej remake’ami konceptualnymi niż jawnymi. Skupiają się na nowej obsadzie postaci, biorąc pod uwagę sytuację bardziej niż cokolwiek innego. Jednak mimo zmian, Teksańska masakra piłą łańcuchową wciąż sprawia wrażenie remake’u klasyka Tobe’a Hoopera. I tego szablonu trzymała się większość remake’ów, które pojawiły się po nim w ciągu następnych kilku lat. Jednak „Piątek 13-go” porzuca ten szablon niemal całkowicie. Nie jest to w żadnym wypadku remake oryginalnego filmu. Podstawowe wydarzenia z pierwowzoru zostają szybko omówione na wstępie, podobnie jak podsumowanie w „Piątku trzynastego”, części 2. Strukturalnie, 2009’s Friday the 13th ma znacznie więcej wspólnego z sequelami niż to robi remake.

To jest oczywiście ze względu na konieczność. Remaking Piątek 13-go w tradycyjnym sensie byłoby jak wtedy, gdy mój przyjaciel wprowadził mnie do oryginału jako dziecko po tygodniach opowiadania mi historie o Jasonie i o filmach. Myślałem, że zobaczę Jasona, a kiedy tego nie zrobiłem, poczułem się oszukany. Świetny występ Betsy Palmer nie jest tym, o czym ludzie myślą, kiedy myślą o Jasonie, a nawet kiedy myślą o tytule. Ten film zawsze miał się kręcić wokół Jasona i zawsze miał go przedstawiać w masce hokejowej, bo to postać, którą ludzie znają. Wszyscy o tym wiemy. A jednocześnie film z 2009 roku jest bardzo podobny do Piątku 13-tego, jakby był prezentowany po raz pierwszy. Szczegóły są inne, pamięć o tym, co to było, jest nieco zamglona, a więc historia przybiera nowy – choć całkowicie rozpoznawalny – kształt. I wiecie co? To jest świetne.

Piątek 13-go to, mimo wszystko, opowieść o ognisku w swojej istocie. Zawsze tak było. To historia, która jest opowiadana i powtarzana. To „The Hook”. W jednej wersji może skończyć się tylko zakrwawionym hakiem w drzwiach samochodu. W innej, paznokcie chłopaka wloką się po dachu samochodu po tym, jak został wypatroszony i powieszony do góry nogami, lub jest to odgłos jego stóp po tym, jak został powieszony na drzewie. Ten reboot to nie tyle remake, czy powrót do konkretnego filmu, co przekazanie mikrofonu następnemu pokoleniu, postawienie go przed koniecznością opowiedzenia historii z ogniska w taki sposób, w jaki dorastał, słysząc ją. To jest Piątek 13-go taki, jakim go pamiętamy, jak wielu słyszało o nim z drugiej ręki, historia dyktowana przez pamięć kulturową. To tak jak z miejską legendą. Szczegóły się zmieniają, zbaczają z kursu, czasem aż na Manhattan, a nawet w kosmos, ale historia tak naprawdę nigdy się nie zmienia.

Po Elm Street, Piekle i tylu innych lokacjach, to wprawdzie miłe mieć film, który jest po prostu Jasonem z powrotem nad jeziorem i znowu robi swoje. Tak dzikie jak podróż była, saga Piątek 13-go, jeśli zostawić tutaj, kończy się dość dużo jak to się zaczęło. Niesforne nastolatki, opuszczone jezioro, obóz ze straszną przeszłością – to wszystko jest tutaj. Wszystkie te same elementy są w grze i nadal działa jak gangbusters. Jedynym prawdziwym dodatkiem jest mit Jasona, prawdziwie wprowadzony w drugiej części i budowany coraz bardziej z każdą kolejną, boogeyman tak dostosowany do mówienia o nim przy blasku ogniska, że to prawie niesamowite, że nie zaczął się jako taki w pierwszej kolejności. Z pewnością nie była to próba odbycia ostatniej podróży nad jezioro, opowiedzenia kwintesencji Jasona, dostarczenia filmu będącego mniej więcej wydestylowaną esencją Piątku 13-tego. Ale to jest dokładnie to, czym jest. I nawet z obrzydliwym Trentem i tekstami typu „Say hi to mommy in Hell”, nie mogę nie myśleć o zakończeniu: zabójca uważany za martwego i rzadki moment spokoju nad jeziorem. Cicha cisza i ostatni skok, kiedy Jason wyskakuje spod cumy, by przypomnieć nam wszystkim, że koszmar nigdy tak naprawdę się nie skończył.

Mając to na uwadze, to szczerze mówiąc trochę wzruszające myśleć, że ta saga może skończyć się dokładnie tam, gdzie zaczęła się czterdzieści lat temu, z chłopcem wyskakującym z wody.

.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.